niedziela, 17 listopada 2013

Dwa dni na najpiękniejszej kanaryjskiej wyspie (La Isla Bonita) :)

Po porannym śniadaniu i zarejestrowaniu się w biurze mariny, wynajęliśmy samochód by odwiedzić kilka innych miejsc na wyspie, a po drodze kupić kilka drobiazgów w sklepie żeglarskim. Ostatecznie wyjechaliśmy z portu ok. południa. Przez dłuższy czas wspinaliśmy się do krawędzi chmur by przejechać na drugą stronę płaskowyżu rozciągającego się z południa na północ do kaldery górującej nad wyspą.

Po krótkim postoju tuż pod szczytami zjechaliśmy do los Llanos na obiad i krótkie spojrzenie na Atlantyk rozciągający się z tego miejsca po same Karaiby, Zatokę Meksykańską i Ameryki. Po drodze nie ma żadnego lądu.


Z tego miejsca dalsza trasa wycieczki prowadziła nas na najwyższy szczyt wyspy - Roque de los Muchachos. Wspinaczka była długa - od niemal 0m nad poziomem morza do prawie 2,5km. Po drodze odwiedziliśmy kilka punktów widokowych i winiarnię, gdzie oprócz degustacji wina dostaliśmy do spróbowania także kilku lokalnych nalewek i świetnej zupy na kapuście, kukurydzy, soczewicy i kilku innych drobiazgach.

Cała droga prowadziła nas coraz bardziej zagęszczającymi się serpentynami. Pod koniec coraz
częściej ostrzegały nas znaki o podjazdach 10 i 15%, asfaltu było tyle co na 1,5 samochodu. Nie było mowy o jakichkolwiek mijankach. Na szczęście o tej porze, w okolicach zmierzchu, oprócz nas byli tam tylko ostronomowie, pracownicy obserwatorium jadący do pracy w rozlokowanych tuż pod szczytem obserwatoriach astronomicznych i radioteleskopach.

Wypożyczonym Oplem Corsa wjechaliśmy na sam szczyt - 2426m n.p.m. Było zimno jak w Polsce -
3*C, a wiało jak w kieleckiem! :) Ostatnie promienie słońca rozlewające się na niebie nad kłębowiskiem chmur - wspaniały widok! Nie spędziliśmy tam zbyt dużo czasu, nie byliśmy przygotowani na aż tak niską temperaturę. Ruszyliśmy w drogę powrotną do Santa Cruz zamykając pętlę wokół północnej, najwyższej części wyspy.

Już na miejscu, na jachcie, przygotowaliśmy do spożycia zdobyte po drodze owoce opuncji. Do kolacji dołączył owczy, lekko podwędzany ser i chorizo. Było smacznie, jak co dzień! :)

O drugiej w nocy udaliśmy się do snu. Wstaliśmy rano na tyle wcześnie, by jeszcze przed południem (kiedy to mieliśmy zwrócić do wypożyczalni samochód) zrobić większe zakupy trwałej spożywki. Po południu obiad, krótka drzemka i spacer po uliczkach Santa Cruz. Bardzo ładne miasto, na bardzo ładnej wyspie. jak do tej pory chyba właśnie La Palma zrobiła na mnie największe wrażenie.

Spotkanie z bliźniaczym samosterem

Wejście do mariny w San Sebastian de la Palma

Syrena z kotem w hali terminala promowego

Panorama na wschodnie wybrzeże

Architektura i natura

Kolory zachodniego wybrzeża



Domek letniskowy nad kanałem burzowym

Kościół w drodze na szczyt...

...w którym w bardzo ciekawy sposób prosi się o łaski...

...i z którym związana jest taka historia.



Widok na zachód.

Lokalna sprawiedliwość

Lokalne drogi - to tylko przegrywka do prawdziwych serpentyn

Im bardziej w górę tym coraz mniej kaktusów i pojawiają się drzewa iglaste 


Po degustacji, czas na zakupy

Góry, winnica i wspaniała kuchnia

Na jachcie już samodzielnie zajęliśmy się opuncjami

Dziwnym trafem, ktoś przed głównym wejściem do kościoła parafialnego zbudował kamienicę...

Legendarny "francuski" karzeł

Muzeum morskie w makiecie statku

Miejsce na przystanek na kawę

Twierdza nad Santa Cruz de la Palma

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz