niedziela, 30 września 2018

#SWSmontenegro2018


Kolejne już wydarzenie realizowane ze znajomymi w ramach Sound Wave Sailing Team. Tym razem na wrześniowy rejs wybraliśmy się na bałkańskie wody Adriatyku pomiędzy Dubrownikiem w Chorwacji, a Budwą w Czarnogórze.

Tradycyjnie na rejs zjeżdżamy już dzień przed rozpoczęciem rejsu. Załogi czterech jachtów spotkały się w komplecie na Dubrownickiej starówce by intensywnie rozpocząć integrację. Dla niektórych jednostek integracja, tańce, hulanki, swawole i spacery przeciągnęły się do białego rana.

Sobota to dzień odbioru jachtów. Rano zebraliśmy się, pojechaliśmy do mariny. Cześć zaległa nad basenem przy restauracji i piwku, część pojechała na zakupy, a kapitanowie z pierwszymi oficerami przystąpili po południu do odbioru jachtów.

Po 18tej wszyscy już byli na pokładach. Szybko zaszło słońce, skiperzy przeprowadzili szkolenia bezpieczeństwa i jeszcze przed północą wyszliśmy z portu. Plan jaki mieliśmy na tę noc to  odprawienie się w Dubrowniku (opuszczamy Chorwację) i dopłynięcie na poranek do Zatoki Kotorskiej. Tam w Zeleniku mieliśmy zaplanowaną na poranek kolejną odprawę wejściową do Czarnogóry. Okazało się, że urzędnicy w Dubrowniku, mimo że mają podane godziny pracy 24h, byli bardzo rozdrażnieniu z powodu naszego przypłynięcia do nich w środku nocy, wręcz odgrażali się, że kiedy będziemy wracać to przetrzepią nas na odprawie celnej.

Wypłynęliśmy. Wiatru nie było za wiele. Czerpiąc z doświadczeń poprzednich rejsów pchaliśmy do przodu nasze katamarany tylko jednym silnikiem (tak, to naprawdę daje oszczędności), zmieniając je co kilka godzin. Poranek powitał nas już w Zatoce Kotorskiej pod Zelenikiem. Przy nabrzeżu odpraw nasze cztery jachty spędziły prawie 3 godziny - tak długo trwała wejściowa odprawa.


Po zaproszeniu nas do Czarnogóry przez jej policję i urzędnika ruszyliśmy w kierunku Kotoru. Postawiliśmy żagle i wykorzystując pojawiające się od czasu do czasu podmuchy wiatru skierowaliśmy się wgłąb zatoki. Spod dwóch małych wysepek z kapliczkami Jurija i Pani na Skałach odbiliśmy na zachód by w głębi jednej z zatoczek rzucić kotwice i skorzystać z pierwszych kąpieli. Widać było, że chyba wszyscy uczestnicy tego rejsu mocno już czekali na możliwość wejścia do wody. Po kilku godzinach zarządziliśmy odwrót na obiad i na noc do portu.

Przed rejsem próbowaliśmy zarezerować miejsca postojowe na pierwszą noc w Czarnogórze w samym Kotorze. Niestety nie udało nam się. Nie było natomiast takiego problemu w marinie Porto Montenegro w Tivacie. Tam też popłynęliśmy... i powiem Wam , że było warto. Marina nie z tych najtańszych (prawie 130EUR za 42' katamaran), ale bardzo wygodna, z pomocną obsługą i konsjerżem w cenie, który starał się nam maksymalnie pomóc w każdej kwestii z którą się do niego zgłaszaliśmy. A to wynajęcie samochodów, a to zasugerowanie lokalu dla 40 osób.

Po jednej nocy postoju w Tivacie planowaliśmy ruszyć na południe, spędzić noc na kotwicy, zorganizować dyskotekę na plaży. Niestety plany te pokrzyżowała nam pogoda. Przesuwający się  na południe od Włoch i Sycylii niż, przekszatłcający się w bardzo głęboki medicane, zaciągał z kontynentu Europy masy powietrza co spowodowało gwałtowne zjawiska także w Czarnogórze. W związku z prognozami wiatrów przekraczającymi w szkwałach 35 węzłów zrezygnowaliśmy z kotwiczenia na noc, a że marinę w budwie mieliśmy zarezerwowaną dopiero od następnej doby postanowiliśmy zostać na cały dzień w Tivacie.

Co się odwlecze, to nie uciecze, a cały dzień na lądzie można przeznaczyć na zwiedzanie. Wynajęliśmy 8 samochodów i ruszyliśmy w trasę. Co szczególnie mogę polecić po całodziennym zwiedzaniu? Po 1. Kotorska starówka i mury wokół niej! Po 2. wjazd na górę wznoszącą się nad Kotorem i widok z parku Narodowego Lovcen na całą zatokę z odnogami, na Kotor i Tivat, na lotnisko i Adriatyk. Po 3. obiad lub kolację w małej, niepozornej restauracji leżącej na końcu pasa startowego lotniska pod Tivatem. Marina Restaurant and Beach nie zachęca wyglądem ani z zewnątrz, ani za bardzo od środka. Ale polecona przez lokalnych mieszkańców i sprawdzona kilka lat temu przez naszych kolegów, stała się celem naszego obiadowego postoju. I nie zawiedliśmy się - owoce morza były przepyszne, wina własnej produkcji niesamowicie aromatyczne, a rakija mocna jak dno piekeł! :) Właściciel i obsługa - niesłychanie uprzejmi i mili. Z pewnością wrócę tam jak tylko będę w pobliżu.

Po dwóch nocach w Porto Montenegro ruszyliśmy do Budwy. Jeszcze w marinie wiatr wiał w podstawie z siłą 15-20 węzłów, tuż za mariną szkwały sięgały 38. Rozwinęliśmy więc nasze sztaksle i polecieliśmy najpierw w kierunku zachodnim, potem do wyjścia z Zatoki Kotorskiej i na południowy wschód. Z godziny na godzinę wiatr był coraz lżejszy i lżejszy. Kiedy tuż po południu rzucaliśmy kotwicę przy plaży Jaz pod Budwą w szkwałach powiewy sięgały maksymalnie 8 węzłów. Prognozy jednak mówiły o silnym wietrze w nocy więc odpowiednio wcześnie zeszliśmy z kotwicy by schować się do mariny. Niestety miejsca przeznaczone dla naszych jachtów otwarte  były na zewnątrz, marina była osłonięta tylko od południowych wiatrów. Cumowaliśmy jeden po drugim a pogoda tężała, ostatnie z naszych katamaranów wybierały muringi już przy powiewach około 25kt... a miało przywiać jeszcze bardziej.

Jeśli Porto Montenegro miałoby mieć 4 gwiazdki, to Marina Budva maksymalnie dwie . Kiepska infrastruktura, wyjście z rzadko zamkniętej kei bezpośrednio do miasta. Bardzo daleko do biura mariny i trzech (sic!) toalet na cały port (w jednym pomieszczeniu był i prysznic, i muszla klozetowa!!), na kei problem z prądem i z wodą - udostępniane nam były po długich kablach z innej kei. Dodatkowo musieliśmy wyłączyć ogrzewanie wody na jachtach bo wybijało korki. Za to wszystko 150EUR od jachtu - jeszcze więcej niż w Porto Montenegro. Stąd sugestia: jeśli nie musicie stawać w Budwie, a chcecie zwiedzić tamtejszą starówkę zostańcie dzień dłużej w Tivacie i wynajętym samochodem przejedźcie się te 20km, nocujcie w luksusowych warunkach Porto Montenegro.

Sama starówka bardza ładna, dużo sklepików i lokali. W jednym z pubów spędziliśmy pół wieczoru, by na zakończenie wrócić na jachty. Tutaj przydała się nasza separacja od innych jachtów w marinie i zrobiliśmy na kei regularną nocną imprezę przy wietrze za burtą w okolicach 45kt w szkwałach - 8-9B .

Po dwóch nocach spędzonych w Budwie wywiało się trochę. Medicane zbliżał się już do Grecji gdzie w weekend poczynił dużo szkód. We czwartek wyszliśmy rano z portu, znów stanęliśmy na ktowicy w naszej sprawdzonej zatoczce nad plażą. A na wieczór skierowaliśmy się na odprawę graniczną do Zeleniki. Zdążyliśmy przed samym zamknięciem urzędu, ale postaliśmy jeszcze trochę przy kei "granicznej", żeby za długo nie bujać się przed odprawą w Cavtacie gdzie zaplanowaliśmy wejście do Chorwacji.

Odbiliśmy ok. 2100, postawiliśmy żagle i wolnym tempem (4-2kt :) ) ruszyliśmy w kierunku Chorwacji. Noc była piękna, gwiaździsta, księżyc świecił do nas zbliżając się do trzeciej kwadry. Do nabrzeża odprawy granicznej dobiliśmy niecałą godzinę przed otwarciem urzędu. Okazało się później, że z tego powodu naliczono nam dodatkową opłatę postojową - 100HRK. A można było te pół godziny podryfować. :) 

Checkin w Chorwacji bardzo szybki. W niecałą godzinę wszyscy byliśmy z powrotem na wodzie. Popłynęliśmy w kierunku Dubrownika, wzdłuż wyspy Lokrum, wzdłuż murów starego miasta, by tuż niedaleko wejścia do Portu Gruż stanąć na naszym ostatnim kotwicowisku w zatoczce Zaton. Po krótkiej kąpieli i ostatnich ujęciach jachtów na wodzie zapłynęliśmy na stację paliw w Porcie Gruż. To była bardzo dobra decyzja - uzupełnienie paliwa zajęło nam około 1h oczekiwania w kolejce i 15 min tankowania. Kiedy zapłynęliśmy do ACI Marina Dubrownik gdzie kończyliśmy rejs w kolejce stało ok. 30 jachtów . Tutaj z pewnością czekalibyśmy dużo dłużej.

W marinie checkout jachtów, wieczór kapitański, ostatnia impreza nad basenem. Rano pierwsze pożegnania i transfer na ostatni nocleg do Dubrownika. Kolacja i Closing Party z wręczeniem nagród za wyścigi pływackie, które odbyły się na kotwicowisku pod Budvą. Kilka osób wybrało się jeszcze na spacer na zbocze górujące nad Dubrownikiem by miło zakończyć noc. W niedzielę wszyscy ruszli w drogę powrotną do domów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz