niedziela, 26 maja 2013

Memoriał Jacka Pawluka 2013


Od kilku lat, co kilka tygodni jeżdżę na regaty. Różne. Regaty Northmans Cup - podczas których kilkaset osób ściga się pod Węgorzewem na jachtach Maxus wszystkich wielkości, Round The Island - w których udział bierze rokrocznie ponad tysiąc jachtów płynących wokół Wyspy Wight na Kanale Angielskim, match race'ingowe regaty grade 4 w niemieckim Schwerinie, czy towarzyskie regaty na Bełdanach w których ścigają się między sobą znajomi na swoich lub wypożyczonych jachtach.

Kilka tygodni temu Tomek Polikowski - znajomy z portalu pol-vsc.org (integrującego społeczność regatową używającą symulatora Virtual Skipper 5) przypomniał mi o regatach Memoriał kpt. Jacka Pawluka w których uczestniczył od kilku lat. Dowiedziałem się, że w regatach uczestniczą głównie najbliżsi znajomi i rodzina kapitana, ale otrzymałem potwierdzenie, że serdecznie witani są wszyscy nowi uczestnicy. Stwierdziłem, że trzeba się wybrać i zobaczyć jak wygląda atmosfera na takich semirodzinnych regatach.


Załogę regatową stanowili: ja - sternik oraz Dorota i dwóch Marcinów jako załoga. 

Jako że zdecydowaliśmy się wystartować tuż przed zamknięciem listy startowej okazało się, że nie ma już dostępnego jachtu z puli zarezerwowanych w zaprzyjaźnionych firmach czarterowych. Na szczęście w porcie obok stało jeszcze kilka sztuk Twisterów 780 i organizatorzy zaprosili nas do wyczarterowania jachtów tamże. Miało to taki plus, że było trochę taniej, ale miało też duży minus - jachty które zostały do dyspozycji nie były pierwszej świeżości i wyposażenia - nie wspominając o tym, że fok był za krótki (po liku przednim powinien być o około metr dłuższy).
Ale nic to. W piątek wieczorem byliśmy już w komplecie. Spotkaliśmy się z innymi załogami i trochę zintegrowaliśmy. :) Jednak trzeba było pójść spać - rano odprawa sterników i pierwszy dzień regat.
Pogoda była słoneczna, wiatr był słaby. praktycznie wszystkie wyścigi płynęliśmy w środku stawki. Mały żagiel za słabo ciągnął by dojść czołówkę, ale wspaniała załoga była silnym wsparciem pozwalającym na oderwanie się od tyłów. Po pół tuzinie krótkich wyścigów po śledziu zajmowaliśmy 1 miejsce za pierwszą dziesiątką. :) Za nami kolejne 10 jachtów. Po szybkim przeliczeniu punktów liczyliśmy jeszcze na mały awans kolejnego dnia, ale wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo.
Po ostatnim sobotnim biegu zrobiliśmy jeszcze małą rundkę po Kisajnie i w strugach deszczu wróciliśmy do Portu Stranda, po drodze przeprowadzając jeszcze krótkie szkolenie z manewrowania na pełnych kursach. Kursant był tak zaangażowany, że mimo braku sztormiaka i dogłębnego przemoczenia stał twardo za sterem i w strugach deszczu odbierał przekazywaną wiedzę.

W porcie, po sklarowaniu jachtu i wysuszeniu siebie, udaliśmy się wszystkimi załogami na wieczorny debriefing. Atmosfera była wspaniała. Wrażenia z całego dnia na wodzie, odrobinka alkoholu, mecz w telewizji i grilowane kiełbaski pozwoliły wytrwać do późna w nocy. :) Furorę robiły wypieki i trunki przygotowywane przez babcię organizatora regat -  Kuby Pawluka.

Kolejny dzień na wodzie rozpoczął się kilkoma krótkimi wyścigami na akwenie poznanym dnia poprzedniego. Regaty zakończyły się długim biegiem dookoła wysp środkowego Kisajna. mimo szalonej walki i niesamowitego spięcia załogi nie udało nam się wskoczyć do pierwszej dziesiątki.
Musieliśmy zadowolić się 11 miejscem. Na pociechę mieliśmy 10 załóg które pozostawiliśmy za sobą. impreza bardzo miła, towarzyska - jeśli tylko przyszłoroczna edycja nie będzie kolidowała z innymi wydarzeniami z pewnością się na niej pojawię! :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz