niedziela, 16 czerwca 2013

Match racing na śródlądziu

Do niedawna match racing kojarzył mi się z hasłem: "America's Cup" - Puchar Ameryki. Olbrzymie jachty, duża załoga, niesamowite prędkości, energia i duże pieniądze. Gdy zapoznałem się trochę z tematem okazało się, że pod egidą ISAFu organizowanych jest mnóstwo wydarzeń na różnych poziomach zaawansowania regatowego. Oprócz dużych, międzynarodowych, elitarnych wręcz imprez, są też mniejsze wewnątrzkrajowe, a także regionalne w których uczestniczyć może praktycznie każdy.
W ostatni weekend na jeziorze Niesłysz pod Niesulicami, zarząd Ośrodka Wypoczynkowego "Kormoran" we współracy z Narodową Klasa Omega zorganizował regaty w formule match race klasyfikowane do pucharu świata na poziomie Grade 4.


Razem z kolegami Egonem (Adam Cychner) i Maańkiem (Mariusz Jerka) z Polish Virtual Sailing Club wzięliśmy udział w tym wydarzeniu. Nie były to nasze pierwsze regaty MR. Egon i Maaniek startowali w zeszłym roku w Wolinie w jednym z wyścigów cyklu Polish Match Tour, ja z Egonem ścigaliśmy się pod koniec zeszlego roku w niemieckim Schwerinie. Poza tym mieliśmy porządny trening taktyczny na symulatorze Virtual Skipper 5, z którego z korzyścią korzystamy poza sezonem.
Oprócz naszej trzyosobowej załogi, startowali także bliscy znajomi tworzący dwie załogi ścigający się "pod banderą" firmy Błekitny Piotruś z Gdańska. Krzysztof i Piotr Małeccy (a także inni sternicy pływający w Pucharze Polski omeg) pokazali nam, że taktyka i symulacja to nie wszystko, a kilka lat startów na konkretnym typie jachtu w wyścigach flotowych, procentuje także w match racingu.
Do regat przystąpiło osiem załóg. Przed sobotnim round-robinem (eliminacje do fazy ćwierćfinałów) wypłynęliśmy na jezioro zapoznać się ze sprzętem i trochę potrenować. Potem odprawa sterników, oficjalne rozpoczęcie regat i na wodę.
W round-robinie walczył  każdy z każdym. Spośród 7 przeciwników udało nam się pokonać trzech - co uznaliśmy za nasz olbrzymi sukces, biorąc pod uwagę minimalną praktykę w ściganiu się na tego typu jachtach. Walkę prestartową prowadziliśmy wyrównaną, większość z nich wygraliśmy, ale po starcie już tak lekko nie było - znajomość specyfiki łódki zaczyna być kluczowa. Ostatecznie wynik 3-4 jaki uzyskaliśmy nie zapewnił nam awansu do ćwierćfinałów, ale jak się okazało nie był to koniec naszych zmagań.
Piotr Małecki pod koniec rundy round-robin stracił swoich załogantów i z pomocą przyszli Egon z Mańkiem, którzy popłynęli z nim w ostatnim wyścigu przeciwko bratu :) . Wyścig ten był przegrany, ale ostateczny wynik zapewnił Piotrkowi wejście do ćwierćfinałów.
Dalsza część regat rozpoczęła się w niedzielne przedpołudnie. Załogę stanowili Piotr Małecki, Egon i ja.W ćwierćfinałach trafiliśmy na załogę Tomaszewskiego, a Krzysztof Małecki na Plichtę. Zwycięzca fazy round robin, Sendlewski, czekał już tylko na finał.
My pewnie wygraliśmy nasz pojedynek 2:0 i awansowaliśmy do półfinałów w których mieliśmy walczyć o wejście do finału. Okazało się, że walczący zaraz po nas Krzysztof nie pokonał Plichty i pozostała mu tylko walka o 4-te miejsce (zakończona ostatecznym sukcesem).
Widzieliśmy, że półfinał z Plichtą nie będzie łatwy, ale podeszliśmy do niego bez kompleksów. Piotrek jest świetnym sternikiem i znakomicie prowadził jacht, my wspieraliśmy go poradami taktycznymi. Prestarty były nasze, a na trasie płynęliśmy równo. Niestety pierwszy wyścig przegraliśmy z niewielką stratą. Drugi wyścig - uznany później przez sędziów za najpiękniejszy wyścig regat - po wspaniałej walce technicznej i taktycznej zakończył się naszym sukcesem. Przy wyniku 1:1 trzeci wyścig miał rozstrzygnąć zwycięstwo którejś ze stron. Szczęście uśmiechnęło się do Plichty i to on awansował do finału z Sendlewskim.
Niestety pierwszego miejsca nie udało mu się zdobyć. Ostatecznie czołówka zakończyła regaty na pozycjach:
1. Sendlewski
2. Plichta
3. Małecki P.
4. Małecki K.
5. Tomaszewski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz