Dwa tygodnie temu spłynęliśmy z Teneryfy na Gomerę. Cel: planowane wcześniej spotkanie ze znajomymi z Polski oraz przygotowanie jachtu do dalszej drogi. Jacht przygotowaliśmy, ale oczekiwana przesyłka z Anglii miała dotrzeć dopiero za kilka dni.
W jednym z lokali trafiliśmy na wypożyczalnię rowerów i umówiliśmy się na następny dzień, że weźmiemy trzy sztuki. Ostatecznie, po śniadaniu pani Armator :) stwierdziła, że pozostanie przy krótkim spacerze wokół miasteczka. Zostało nas dwóch. Zaszliśmy do sklepiku kilka minut spóźnieni i niestety nie doczekaliśmy się naszego wypożyczającego - maniana nie zadziałała. Po pół godzinie bezskutecznych prób znalezienia obsługi sklepu i dodzwonienia się na niedziałające telefony daliśmy za wygraną i poszliśmy w góry na piechotę.
 |
Szlaki oznaczone całkiem nieźle, mapa na początku trasy,
ale na skrzyżowaniach szlaków
bez dodatkowej pomocy się nie obejdzie. |
Tuż za miasteczkiem trafiliśmy na oznaczenia szlaków turystycznych i poglądową mapę tras na tle całej wyspy. Plan był prosty - idziemy najwyżej jak się da i wracamy przed zmierzchem. Weszliśmy na jedyny szlak prowadzący do El Pinar i zaczęliśmy kroczyć kamienistą ścieżką.
Kilka godzin spaceru między skałami, których kształt i kolor jednoznacznie wskazywały na pochodzenie wulkaniczne i dochodzimy do miasteczka, które żyje nie tylko z morza, ale także z hodowli zwierząt, uprawy roślin i budżetu państwa. :)
Tutaj robimy krótką przerwę, kanapka i kawa - po krótkim odpoczynku ruszamy dalej. Wspinamy się coraz wyżej - wokół nas uprawy winorośli, drzewa figowe, migdałowce. Posililiśmy się z resztek po sezonie które jeszcze wisiały na drzewkach i krzewach, zebraliśmy trochę do plecaka by Patrycja mogła poznać smaki "prosto z drzewa".
Pojawiła się pinia, sosna z bardzo długimi igłami i widok na znaczną część południowej strony wyspy. Przed zmierzchem mieliśmy być z powrotem więc po pewnym czasie musieliśmy kierować się w stronę morza i mariny. Nie chcieliśmy wracać tą samą drogą więc zaczęliśmy zataczać mały łuk schodząc jednocześnie w dół.
Po drodze maleńkie domki, pola uprawne. Opuncja, winorośl, między krzakami winogron ziemniaki. :)
 |
Dodaj Uprawy winorośli, ziemniaków i opuncji
tuż pod linią lasu i poziomem chmur |
Im niżej, tym mniej upraw. Coraz więcej skał, pułu wulkanicznego, żwiru. Coraz trudniej odnaleźć sensowną drogę pośród zwałów kamieni, kaktusów i kolczastych krzewinek. W pewnym momencie trafiamy na żleb, którym aktualnie spływa woda podczas pojawiających się z rzadka opadów, a kiedyś płynęła wydobywająca się z wulkanu lawa. Po takich językach zastygniętej lawy schodziliśy dużo wygodniej coraz niżej i niżej. Jedyną przeszkodą były od czasu do czasu ułożone przez ludzi z kamieni murki i siatki oddzielające prawa własności.
 |
Zachód słońca nad La Restinga
i portem w szczególności |
Tuż przed zachodem słońca dotarliśmy do asfaltowej drogi leżącej w środku pola wulkanicznego, a nią do szlaku z którego zeszliśmy kilometr nad Restingą. Powrót do portu był już lekkim spacerem. Na miejscu czekała na nas uczta, którą dodatkowo urozmaiciliśmy przyniesionymi zbiorami.
El Hierro polecam dla osób, które nie oczekują wyszukanej kuchni, wielkomiejskiego gwaru i troski lokalnych mieszkańców o spędzany przez Was czas. Jeśli przyjedziecie na nurkowanie obsłużą Was od początku do końca. Jeśli oczekujesz czegoś więcej musisz sam to sobie zapewnić. Szlaki turystyczne piękne i warto je przemierzyć, ale w razie wątpliwości na trasie możesz liczyć tylko na siebie. :)
 |
Szczypior, opuncja, winorośl i migdałowiec
ludzie jakoś sobie radzą w ciężkich warunkach. |
 |
Niektóre rośliny trzeba podłączyć do kroplówki, żeby ładnie rosły. |
 |
Małe domki w głębi lądu |
 |
Formacje powstałe w trakcie aktywności wulkanicznej |
 |
Granica między działkami. Na działkach ugór. |
 |
Panorama na południowe zbocza El Hierro |
 |
Winnice El Hierro |
 |
La Restinga z górującego nad miasteczkiem zbocza |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz