poniedziałek, 2 grudnia 2013

Ruszamy na Atlantyk - 1. tydzień

Udało się wreszcie wyruszyć. Po przygotowaniach, po zgubieniu pontonu, po zamówieniu nowego przez e-bay w Anglii i przedłużającym się oczekiwaniu na dostarczenie, ostatecznie wypływamy. Poniedziałek - 25.11.2013 - otrzymujemy informację, że ponton utknął w urzędzie celnym w Hiszpanii, a zgodnie z pierwotnymi ustaleniami już tydzień wcześniej miał być na Kanarach. Dokładniejsze rozpoznanie sprawy przynosi informację, że nie zapowiada się by dinghy dotarła do nas przed świętami.

Huzar podejmuje męską decyzję. Wycofuje zamówienie ze względu na nie wypełnienie zobowiązań sprzedawcy, robimy ostatnie zakupy, uzupełniamy wodę, paliwo i we wtorek 26.11.2013 tuż przed wschodem słońca wyruszamy z San Sebastian de la Gomera. Zakładany następny port wejścia: Le Marin na Martynice.



Przewidywany kilka tygodni wcześniej czas przelotu - ok. 25 dni - wydaje się mało realny. Kiepskie prognozy, zanikający pasat, wiatr który wiał wieczorem w kierunku południowym z siłą 20kt (kt - węzeł - mila morska na godzinę) wydmuchał się. Wychodzimy na silniku we flaucie.

Trzy mile przed naszym dziobem, ostro na wiatr szedł katamaran pod zarefowanymi żaglami. Choć na wodzie nie było widać wiatru, pojawiła się nadzieja, że może coś nas pociągnie do przodu. Tak też się stało. Po 15 minutach północno-zachodnie leciutkie powiewy znad Gomery ucichły zupełnie i po chwili dmuchnęło trochę ponad 10kt z północnego-wschodu. Po minucie mieliśmy już 17-20kt stabilnego wiatru.

Pędziliśmy na południe ponad 7kt. W kierunku Wysp Zielonego Przylądka gdzie powinnismy wskoczyć pod skrzydła pasatu, który zawiezie nas sprawnie na Karaiby.

Tego dnia pokonaliśmy 79.7nM (nM - mila morska). - 16 godzin w drodze.

Pozycja na koniec dnia: 26°48.2293'N 017°09.2641'W

---

Dzień 2 - 27.11.2013 - 96.55nM (razem: 176.25nM)

Rano minęła pierwsza pełna doba na oceanie. Prognozy nie są zbyt miłe. Mówią, że wiatr osłabnie i odkręci na południowy - tak też się stało. W tej chwili wieje 9kt z południowego-zachodu i musimy halsować by zbliżać się do strefy stabilnych wiatrów pasatowych.

Korzystamy z dwudniowej już prognozy pogody, obserwujemy niebo i kombinujemy jak tu najszybciej spływać na południe, nie odsuwając się zbytnio na wschód.

Tuż po południu za naszą rufą pokazały się białe żagle. Jeszcze jesteśmy na ruchliwym terenie. Przed zmierzchem w odległości 5nM minął nas jakiś drobnicowiec. Wcześniej pojawiły się delfiny. Mamy świetny materiał z ich wizyty. Dobrej jakości kamera na pokładzie, 'action cam' pod wodę i nie mogę się doczekać kiedy Huzar złoży to w set.

Do wodoodpornej kamery JVC nie mieliśmy mocowań umożliwiających nagrywanie pod wodą podczas ruchu jachtu.  Wziąłem bosak, uniwersalne mocowanie, z zestawu kamery oraz opaski zaciskowe i gruby juzing. Szybko powstał stabilny podwodny "statyw". Dodałem tylko linkę z karabińczykiem jako bezpośrednie połączenie kamery z relingiem w celu zminimalizowania ryzyka jej zgubienia na środku oceanu.

Wyszły bardzo udane ujęcia delfinów za rufą, z płetwą samosteru. Wyszły ujęcia delfinów bawiących się przed naszym dziobem. W pewnym momencie prosto w kadr, z prawej przedniej ćwiartki, wpłynęło stado ponad 12 tych pięknych ssaków, a po minięciu jachtu zrobiły nawrót i ustawiły się prawie w szeregu za naszą rufą.

Festiwal gracji trwał kilkanaście minut i jak nagle się pojawiły, tak samo nagle zniknęły.

Po odkrętce wiatru na SW zrobiliśmy zwrot na prawy hals by iść bardziej na południe i starać się jak najszybciej dotrzeć do pasatów.

Nadchodzi zmierzch i drugi zachód słońca na oceanie. Druga noc w drodze. Oby najbliższe dni przyniosły więcej wiatru niż mówią prognozy.

25°41.7614'N 018°01.7355'W
---
Dzień 3 - 28.11.2013 - 79.9nM (256.15nM)

Trzeci zachód słońca na wodzie też już za nami. Halsujemy w kierunku Wysp Zielonego Przylądka. Przez trzy tygodnie naszego pobytu na Wyspach Kanaryjskich dmuchało cały czas z północnego wschodu z siłą ponad 15kt - wtedy de facto tak bardzo wiatru nie potrzebowaliśmy. Teraz, gdy jesteśmy w trasie i potrzebujemy takich wiatrów - odkręciło na południe. Cóż zrobić?

Udaje się rozpędzić do 3.4kt przy 9kt wiatru. Kurs 225. Zachód słońca miał byc spektakularny z kometą o jasności księżyca w pobliżu słońca. Niestety dzisiaj po południu chmury zasnuły niebo i zachód słońca symbolizował jedynie wąski pasek pomarańczowego światła tuż nad horyzontem.

Wczoraj wieczorem otrzymaliśmy na telefon satelitarny SMS od Marcina (mojego szwagra) z informacją by polować przed świtem na Merkurego w sąsiedztwie Saturna. Pamiętałem, że kilka dni wcześniej miało być największe i możliwe do zaobserwowania zbliżenie tych dwóch planet. Sprawdziłem w Stellarium okolice wschodniego horyzontu tuż przed wschodem słońca. Potwierdziło się to co pamiętałem, Merkury był już za nisko. Nie miałem szansy dojrzeć go na niebie. Być może SMS był wysłany kilka dni wcześniej, ale doszedł dopiero teraz?

24°42.5592'N 017°53.5855'W
---
Dzień 4 - 29.11.2013 - 81.15nM (337.3nM)

Na wodzie niewiele się zmienia. Słabo wieje, halsujemy na wiatr.

Wczoraj, tuż przed zachodem słońca, złapaliśmy na wobler małego wahoo - niestety był za mały i nie skorzystaliśmy z jego mięska. Dzisiaj na przynętę z wahoo złowiliśmy bluenose warehoo (czy coś takiego). Tym razem Huzar samodzielnie go ogłuszył, zabił, wypatroszył, oskrobał i przekazał Patrycji do przechłodzenia przed dzisiejszym obiadem. Ja dzielnie asystowałem przytrzymując hakiem do zabicia oraz nabierając co chwila wiadro morskiej wody do płukania pola walki i samego przeciwnika.

Od wczorajszego przedpołudnia zrobiło się brzydko. Chmury, mżawka, deszcz. Dobrze, że jest w miarę ciepło i żeby na chwilę wyjść na pokład nie trzeba wkładać sztormiaka. Zobaczymy jak długo to potrwa.

23°29.0235 N 018°04.0318'W
---
Dzień 5 - 30.11.2013 - 112.6nM (449.9nM)

7 rano, od godziny jestem na wachcie.Gdyby nie chmury i padająca mżawka byłoby już widno. Zwrotnik raka minęliśmy pół godziny po północy. Akurat a wachcie była Patrycja. Nic spektakularnego nie zauważyła. Na logach udało się zauważyć znaczący spadek prędkości jachtu po przekroczeniu równoleżnika 23°26.6'N

Wbiliśmy się w strefę zwrotnikową na 24 mile kiedy znów zaczął wiać wiatr. Rozwinąłem genuę, odstawiłem silnik. Płyniemy ładne 6-6.5kt, przy zachodnim wietrze wiejącym z prędkością 11-12kt.

W kokpicie mamy gościa. Jest przerażony. Skrzydła i ogon jak u jaskółki, reszty nie widać. Nie będę go wyciągał spod lin i straszył. W jego bliskości zebrało się trochę wody deszczowej więc z pragnienia raczej nie zginie.

Jest już popołudnie i po obiedzie. Bluenose był smaczny. Przyrządzony prosto - z solą, pieprzem i skropiony cytryną na patelni. Lekko podsmażony na hiszpańskiej (właściwie kanaryjskiej) oliwie. Do tego biały ryż i surówka z kiszonych ogórków, kukurydzy i kiełków rzodkiewki w sosie własnym. Pychota.

W trakcie obiadu zmienił się też lekko obraz pogody. Wiatr odkręcił z zachodniego na wschodni, ustabilizował się na prędkości 10kt. Przestało padać, a zza chmur zaczął się przebijać radosny odcień słońca.

Ocean jak Bełdany. Krótka, niska fala. No, może Niegocin - troszkę buja. Od horyzontu po horyzont ciemnoszara tafla lekko pogarbowanej wody, a nad nią granatowo-białe, z przebijającą miejscami żółcią, niebo. Za dwie godziny zachód słońca. Może dzisiejszej nocy wróci do nas widok gwiazd?

21°45.4789'N 018°33.6514'W
---
Dzień 6 - 1.12.2013 - 107.5nM (557.4nM)

W nocy odbiliśmy już ku zachodowi. Spływamy lekko na południe, ale już głównym celem nie jest nabieranie wysokości na pasat. Teraz celujemy już mniej więcej w Martynikę tak by jak najlepiej wykorzystać wiejący wiatr. W nocy na chwilę też rozchmurzyło się. Pojawiły się prześwity przez które można było zobaczyć kilka gwiazd. W dzienniku pojawił się wpis informujący: "zachmurzenie - 95%").

Zbliżamy się do 21 równoleżnika. Kilka dni temu, podczas rozmowy przez telefon satelitarny, Ula przekazała, że poniżej powinniśmy mieć silny stabilny wiatr. Mamy go już od 12 godzin - Wieje ~20kt z południowego wschodu. Płyniemy ok. 6kt SWW.

Każda noc to coraz większy festiwal światła i barw. Nie fajerwerki, nie zorza polarna, ale mały plankton rozświetlający grzbiety fal plamami fosforyzującego światła. Biel, żółć, błękit i odpryski czerwieni wypełniały strumienie wody odkładanej dziobem, kilwater i "szum" wody za woblerem i obciążnikami od przynęty. Hipnotyzujące zjawisko.

Podobnie jak kontakt z delfinami. Przed chwilą ostatnie z nich pożegnały się z nami skacząc wysoko nad wodę w gasnących promieniach słońca. Aż chciało się zatrzymać i wskoczyć do nich do wody. Olbrzymie stado baraszkujące wokół kadłuba i tuż przy mojej ręce przy dziobie jachtu. Co chwila nowe atrakcje.

20°30.3335'N 019°38.6461'W
---
Dzień 7 - 2.12.2013 - 94.05nM (651.45nM)

Tuż po wczorajszym wpisie wiatr stanął. Do tej pory nie może się zdecydować, czy chce wiać, czy nie. Teraz wieje 2-3kt z północy. Niewiele z tym możemy zrobić. Podganiamy silnikiem. Od chmury, do chmury. Od szkwału, do szkwału. A paliwa nie mamy za wiele. Jakieś 50h pracy przy 4kt prędkości jachtu. Raptem 200nM. Do Cabo Verde gdzie potencjalnie możemy dotankować mamy jeszcze jakieś 300nM, a my już połowę spaliliśmy.

Czemu się śpieszymy? Przy normalnym, podróżniczym przelocie byśmy się nie przejmowali i stali we flaucie. Ale tutaj jest trochę inaczej. Założenie było takie, że pojawiamy się z Indrą u wybrzeży Martyniki w pierwszej połowie grudnia, po tym jak w pierwszej połowie listopada opuścimy Wyspy Kanaryjskie. 17 grudnia przylatuje na Martynikę samolotem moja Ula i razem - we czwórkę - spędzamy święta Bożego Narodzenia, Sylwestra i początek 2014 roku.

No i wszystko było fajnie. Wylądowałem na Teneryfie 4. listopada. 6 listopada opuściliśmy kotwicowisko pod Las Galletas i 7-go byliśmy w marinie w San Sebastian de La Gomera. Pech chciał, że 6-go zginęło nasz ponton. Bez niego na Karaibach może być kiepsko z dotarciem na ląd na mniejszych wysepkach. Rozpoczęły się poszukiwania. Najpierw na Wyspach Kanaryjskich, potem na kontynencie i w Anglii. Znalazł się komplet z silnikiem w dobrej cenie pod Londynem. Zamówienie, zakup i przesyłka ma być na miejscu 20-24 listopada. 22go Huzar dzwoni do firmy. Przesyłka nadana, ale nie wiadomo gdzie jest. Po przyspieszeniu sprawy i ruszeniu przesyłki 25 listopada dowiadujemy się, że przesyłka tkwi w urzędzie celnym w Madrycie i może otrzymamy ją jeśli natychmiast przekażemy im kanaryjski numer identyfikacji podatkowej. Nie jest to możliwe.

Jacht mamy przygotowany, zapasy trwałe zakupione. Napełniamy zbiorniki wody i kanistry. Dopełniamy diesla i jeszcze tej nocy ruszamy. Huzar napisał jeszcze tylko maila do sprzedawcy, że rezygnuje z zakupu z powodu jego nie wywiązania się z zobowiązania dostarczenia na Kanary w terminie.

Wyruszyliśmy 26 listopada przed świtem. Teraz mamy 2-gi grudnia, 300 mil do Cabo Verde i 2300 do Martyniki. Mamy też kiepskie prognozy wiatrowe. Pasat umarł i będzie się odradzał na niższych szerokościach niż zwykle.

Na 17 grudnia nie pojawimy się na Martynice z pewnością. Ula będzie musiała znaleźć jakąś kwaterę i czekać na nas na miejscu.  My będziemy się śpieszyli żeby zdążyć chociaż na święta!

19°05.3898'N 020°15.5498'W

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz